Dziś trochę o stymulowaniu dodatkowych korzeni przybyszowych.
Najpierw należy wyjaśnić czym są korzenie przybyszowe. Są to korzenie, które wyrastają z pędu rośliny – zazwyczaj z nasady łodygi, ale także z samej łodygi czy też nawet z liści. Maja kolosalne znaczenie w przypadku rozmnażania wegetatywnego.
No ale wegetatywnie nikt chyba dyni nie rozmnaża. Dynia pod każdym liściem wytwarza dodatkowy korzeń przybyszowy (o ile łodyga przylega do podłoża), przez który roślina może pobierać dodatkowe substancje odżywcze. Korzeń taki wyrasta z jaśniejszej plamki, która znajduje się na łodydze pod każdym liściem. Jest to proces normalny. Jeżeli przyjrzymy się dokładnie łodydze w okolicach liścia to zauważymy, że taki jaśniejszy punkt znajduje się także na górnej części łodygi – i właśnie z tego miejsca może wyrosnąć dodatkowy korzeń przybyszowy.
Aby tak się jednak stało musimy dynię trochę oszukać. Sposobów jest kilka, ale w każdym chodzi o to aby miejsce z którego ma wyrosnąć dodatkowy korzonek przysypać podłożem:
- zwykłe przysypywanie miejsc w którym łodyga wypuszcza liście;
- przesypywanie z wykorzystaniem doniczek – doniczkę z podłożem obracamy i kładziemy na miejscu w którym ma pojawić sie nowy korzonek (sposób ten wykorzystują między innymi bracia Paton, wymaga on posiadania sporej ilości doniczek);
- przysypywanie całych pędów warstwą ziemi;
- czy też zakopywanie całych pędów pod warstwą ziemi, w taki sposób, że ponad poziomem gruntu wystają jedynie liście.
W poprzednim sezonie stosowałem pierwszy sposób. W związku z tym, iż niezabezpieczone podłoże szybko wysycha wymaga on częstego podlewania miejsc w których przysypujemy łodygi aby podłoże nie przeschło, gdyż może doprowadzić to do uszkodzenia korzenia. W kolejnym sezonie wypróbuję sposób z całkowitym przysypywaniem pędów.
Poniżej kilka fotek jednego ze sposobów przysypywania pędów i rezultatów jakie to daje (czasem wyrasta nawet więcej niż jeden dodatkowy korzonek).